Jako dziecko nie znosiłam tych słów! Były prawdziwym przekleństwem i zagrożeniem dla mojej nastoletniej autonomii. Za każdym razem, gdy próba demonstrowania dorosłości (lub jak kto woli młodzieńczego lansu) kończyła się – spektakularnym niepowodzeniem; słyszałam: „…a nie mówiłam!”. „A nie mówiłam, nie trzeba było siadać na betonie – nie złapałabyś wilka; a nie mówiłam nie skacz, bo się przewrócisz… a nie mówiłam… wykup dodatkowe ubezpieczenie turystyczne – te oferowane przez biuro podróży nie daje wystarczającej ochrony. A nie mówiłam, gdybyś wykupiła AC na swoją nową Skodę, nie martwiłabyś się teraz naprawą, a nie mówiłam, a nie mówiłam…. Dlaczego jej wówczas nie słuchałam? Ten zwrot powinien być ściśle powiązany z „mądry Polak… po szkodzie”. Ale zanim Polak staje się mądry, ma przed sobą dojrzewanie.
Wychowując dzieci my rodzice robimy, co w naszej mocy, by dobrze przygotować je do dorosłości. Chronimy, budujemy osłonkę, zabezpieczamy przed złem, czy tego chcą, czy nie. Dziś, z perspektywy rodzica, mogę śmiało rzec, że najtrudniej jest przygotować dziecko do świata dorosłych, pozwalając mu upadać, pozwalając próbować i smakować świat na jego warunkach, zezwalając na niepowodzenia i łzy… z pewnej, aczkolwiek bezpiecznej odległości. „Póki się nie oparzy – nie będzie wiedział, że gorące” – mawiał mój dziadziuś!
Zatem skoro nie możemy uchronić naszych milusińskich przed upadkiem, złamaniem nogi, rota wirusem, pobytem w szpitalu czy oparzeniem gorącą herbatą, to może, chociaż kupić kask? Dobra myśl! Ale obok ochraniaczy, zawsze jednak warto dodatkowo dziecko ubezpieczyć, by w razie nieszczęśliwego wypadku mieć ochronę i wsparcie ze strony Ubezpieczyciela.
Upadek z roweru, włożenie koledze z ławki palca do oka, uderzenie kamieniem podczas wspólnej zabawy – to dopiero początek nieszczęścia-prawdziwym następstwem nieszczęśliwych wypadków jest: złamana noga-nie sam upadek, uszkodzenie rogówki - niełzawiące oko, rozcięta głowa i wstrząśnienie mózgu, a nie niewinnie wyglądający guz (oby tylko). Następstwa nieszczęśliwych wypadków objawiają się właśnie uszkodzeniem ciała lub rozstrojem zdrowia w postaci trwałego uszczerbku, trwałym uszkodzeniem ciała lub … najgorszym-śmiercią małego ubezpieczonego.
Ktoś może nazwać takie czy inne ubezpieczenie próbą zagłuszenia własnego sumienia lub wyrzucaniem pieniędzy w błoto (przecież, co może się wydarzyć… nieszczęśliwe wypadki zdarzają się innym, przecież nie nam). Dla mnie to zdecydowanie oznaka rozwagi i bycia odpowiedzialnym rodzicem, który trzyma koło ratunkowe i rzuca dziecku, kiedy to zawoła o pomoc. Swoją drogą uważam, że ochrona dziecka powinna działać obligo jak OC na pojeździe – bo czy jest coś ważniejszego, niż skarb.
Ubezpiecz swoje dziecko już dziś, aby nie usłyszeć: „a nie mówiłam”